Przedstawiamy kolejną relację z jednej z naszych pieszych wędrówek po Dolnym Śląsku. Nadal pozostajemy w obrębie Przedgórza Sudeckiego. Tym razem proponujemy i gorąco polecamy niezwykle malowniczą, ale rzadko uczęszczaną przez turystów trasę, przebiegającą przez południową część Wzgórz Niemaczańsko-Strzelińskich oraz fragment Obniżenia Ząbkowickiego na odcinku Ziębice – Lipa – Rososznica – Stolec – Jaworek – Ząbkowice Śląskie.
Do Ziębic
Niedziela, w którą zaplanowaliśmy sobie wycieczkę, zapowiadała się, niestety, deszczowo. Jednak narastająca w nas od wielu dni potrzeba wyrwania się w teren była na tyle duża, że niekorzystne prognozy nie były w stanie nas powstrzymać. Ponieważ opady miały pojawić się na Dolnym Śląsku dopiero około godziny jedenastej, postanowiliśmy wyruszyć gdzieś wcześnie rano. Warunek dodatkowy – ma być w miarę blisko, szybko i pociągiem. Tak więc znowu wypadło na nasze ulubione i dobrze skomunikowane z Wrocławiem Wzgórza Niemczańsko-Strzelińskie. Tym razem ruszamy w stronę Ziębic.
Pobudkę mamy dość wcześnie, ponieważ żółta gąsienica Kolei Dolnośląskich startuje z Wrocławia Głównego po szóstej. Na stacji w Ziębicach jesteśmy już o godzinie siódmej z minutami. Od razu też wpadamy na czerwony szlak, który przebiega bezpośrednio przy dworcowym budynku.
Z niepokojem spoglądamy w górę. Ciemne chmury zasnuły niebo na dobre i nawet słaby promyk słońca się nie przebija. Na razie nie pada, więc skupiamy się na naszej trasie. Wstępny odcinek nie zapowiada się szczególnie interesująco ze względu na asfalt, po którym musimy cisnąć jakieś dwa kilometry. Jednak szybko pozbywamy się negatywnego nastawienia, bo naszą uwagę przykuwa kilka interesujących budynków. Dwa najciekawsze napotykamy na ulicy Chrobrego: to wille Haselbach i Westend, należące niegdyś do ziębickiego przemysłowca Carla Seidla, a potem jego synów.
Dwa pałacyki to ostatnie mieszkalne budowle w tej części miasta. Zbliżając się do jego granic, mijamy jeszcze elewator zbożowy, by po chwili wędrować już pnącą się lekko w górę szosą w szczerym polu. Marsz umila nam świergot skowronków. Do pełnej sielanki niedzielnego poranka brakuje tylko słońca. Ale i tak humor nam dopisuje. Po minięciu wzniesienia dostrzegamy w dole zabudowania Lipy, pięknie komponujące się z falistym krajobrazem.
Faliste krajobrazy
We wsi zgodnie z czerwonym szlakiem skręcamy w polną drogę. Po chwili robi się naprawdę klimatycznie. Na tym odcinku odnajdujemy to, z czym kojarzy się nam Przedgórze Sudeckie, a szczególne Wzgórza Niemczańsko-Strzelińskie: niskie połogie pagóry i rozległe pola poprzecinane starymi drogami obsadzonymi drzewami. Trafiamy na jeden z takich malowniczych polnych traktów i przez jakiś czas maszerujemy nim wśród wyniosłych topól i kwitnących krzewów, wpatrując się z fascynacją w pagórkowaty krajobraz. Co chwilę umykają przed nami spłoszone sarny.
Tę sielankowość burzy jednak olbrzymia, długa sterta ściętych drzew. Po chwili widzimy skąd drewno pochodzi. Po prawej stronie mijamy suchą dolinkę wyciętą w lessach. Jeszcze niedawno porośnięta była drzewkami, dziś zupełnie została z nich ogolona. Tylko po co? Przecież pola tam nie będzie, domu się nie zbuduje… Okolica jest niemal bezleśna, więc nie lepiej zostawić tę kępkę roślinności dla zwierząt?
Ku Rososznicy
Kontemplujemy przez chwilę bliższe i dalsze widoki (na horyzoncie malują się Wzgórza Strzelińskie), ale czując na twarzach zimną mżawkę, postanawiamy przyspieszyć kroku. Nie możemy jednak oprzeć się podziwianiu krajobrazów, mimo że widoczność pozostawia wiele do życzenia. W oddali, nieco przymglony, maluje się Muszkowicki Las oraz wzgórze Kopka. Na prawo z kolei wyłania się wieś Krzelków z dominantą kościoła pw. św. Jadwigi.
Nieuchronnie zbliżamy się natomiast do Rososznicy. Już z oddali uwagę zwraca kościół pw. św. Michała Archanioła. Za kilkanaście minut będziemy mogli się mu przyjrzeć bliżej. We wsi szlak czerwony na krótkim odcinku łączy się z zielonym.
Dochodzimy do świątyni usytuowanej na niewielkim pagórku. Okala ją wysoki kamienny mur. Przy kościele znajdował się kiedyś cmentarz. Na teren parafii dostaniemy się schodami wykonanymi z czerwonego piaskowca śląskiego. Z tablicy informacyjnej przy bramie dowiadujemy się, że kościół pochodzi z końca XIII wieku, jednak w w XVII wieku został całkowicie zniszczony. Odbudowano go 1668 roku, a w czwartej dekadzie XVIII wieku przebudowano, nadając mu obecną formę. Ciekawostką budowli są dwa kamienne krucyfiksy umiejscowione na szczytach dachu po zachodniej i wschodniej stronie. Oba opisywane są jako krzyże pokutne. Fragment trzeciego, z rytem miecza, znajduje się w pobliżu bramy. Naszą uwagę zwrócił także ostrołukowy gotycki portal oraz XVIII-wieczne epitafium Friederiki Caroliny Pietsch z domu Menz (1785-1823). Po przykościelnym cmentarzu do dziś zachowało się jeszcze kilka tablic nagrobnych, zebranych przy wschodnim murze.
Czas jednak goni. Nie chcemy spóźnić się na pociąg powrotny, więc nie zwlekając, przemierzamy pozostałą część wsi. Po chwili dochodzimy do lipy ze szlakowskazami. Tutaj towarzyszący nam przez krótko szlak zielony skręca do Muszkowic i Bukowego Lasu. My natomiast konsekwentnie trzymamy się znaczków czerwonych. Odbijamy więc w lewo ku oddalonemu o ponad sześć kilometrów Stolcowi.
Opuściwszy wieś, znowu drepczemy bardzo przyjemnym polnym traktem, delektując się śpiewem ptasząt i dłuższą przerwą w mżawce.
Leśny wiosenny zachwyt
Tak dobrze nam się wędruje malowniczą drogą, że nie zauważamy skrętu szlaku w prawo. Co prawda idąc dalej, w końcu znowu trafilibyśmy na nasze oznaczenia, ale postanawiamy jednak cofnąć się dwieście metrów. Szkoda nam ominąć znaczną cześć Lasu Górnego, przez który szlak prowadzi. Decyzja okazuje się trafiona w punkt. Wchodzimy w piękny wiosenny las, zachwycający nas zielenią rozwijających się dopiero liści i dywanem białych zawilców. Gdzieniegdzie widać stare powalone drzewa, pozostawione samym sobie i obrastające mchem. Nie widać tu śladów wycinki, czego bardzo się baliśmy. Czyżby ten skrawek lasu był pod ochroną?
Wkrótce spotykamy się z czarnym szlakiem wiodącym z Henrykowa i wędrujemy w stronę wzgórza Leśniak (385 m n.p.m.). U jego podnóża szlaki czerwony i czarny rozchodzą się na chwilę, jednak żaden z nich nie zdobywa kulminacji wzniesienia. Okrążamy Leśniaka od południa, zgodnie z czerwonym oznakowaniem.
Łupki, wąwóz i Stolec
Trasa wiedzie krawędzią lasu, więc liczymy na lepsze widoki. I rzeczywiście jakieś są, choć ograniczone pogodą i wkurzającą mżawką. Zapewne w słoneczny dzień widzielibyśmy lepiej i dalej, wzrokiem sięgnęlibyśmy Sudetów. Ale i tak jest pięknie. Zza drzew wyłaniają się zabudowania Stolca. Po drodze napotykamy też stare zarośnięte wyrobisko. Nie potrafimy się mu oprzeć, więc spędzamy w nim kilka minut. Niegdyś wydobywano tu łupki łyszczykowe, geologicznie należące do jednostki określanej jako pasmo łupkowe Kamieńca Ząbkowickiego. Ale to nie koniec geologicznych ciekawostek. Tuż przed Stolcem pokonujemy wąwóz lessowy. Na trasie spotkaliśmy już kilka podobnych form, ale ta jest zdecydowanie najokazalsza i najgłębsza.
Wąwóz doprowadza nas do zabudowań Stolca. Byliśmy tu kilkukrotnie, więc odpuszczamy sobie tym razem zwiedzanie wsi. Niemniej jednak polecamy gorąco zapoznania się z tutejszymi zabytkami: zrujnowanym pałacem, XVII-w. dworem, starą wieżą widokową, starą kuźnią, dwoma kościołami. Pisaliśmy już obszerniej o tych obiektach tutaj).
Do rezerwatu!
Radując się z kolejnej pauzy od dręczącej nas mżawki, zmieniamy kolor szlaku na żółty i mkniemy pospiesznie do największej przyrodniczej ciekawostki na naszej trasie. Jest nim rezerwat „Skałki Stoleckie”, którym również szczegółowo już omawialiśmy tutaj.
Przypomnijmy tylko, że rezerwat znajduje się na południowych stokach Góry Wapiennej i obejmuje teren byłego wyrobiska wapieni i łupków łyszczykowych. Największe wrażenie robią dwie groty po eksploatacji wapiennego surowca. Uroku temu miejscu odbierają jednak sterty śmieci pozostawiane przez lokalnych konsumentów i amatorów grilowania. Łatwa dostępność tego miejsca niestety nie sprzyja utrzymaniu tutaj porządku i czystości. O mentalności niektórych z gości wizytujących Skałki Stoleckie świadczą też liczne mało finezyjne napisy namazane na ścianach kamieniołomu.
Ponieważ rozpadało się poważniej, postanawiamy odczekać i zażyć nieco odpoczynku pod osłoną skalnej groty, pokrzepiając się w końcu jadłem i gorącą herbatą. W końcu w nogach mamy już przeszło czternaście kilometrów. Za stół robi jeden z większych wapiennych bloków. Miejscówka jak znalazł dla geologów, choć może nie do końca bezpieczna. Mamy świadomość, że nad naszymi głowami znajdują się tysiące ton skał…
Polami i bezdrożami
Po pół godzinie deszcz ustaje, choć ciemne ponure chmury wciąż wiszą nisko. Wypełzujemy więc z nory i wracamy na żółty szlak, który znów wiedzie nas wśród rozległych pagórkowatych pól. Pejzaże są ujmujące, choć nieco żal, że nie jest nam dane tego dnia wypatrywać odległych przecież tylko o dwadzieścia kilometrów Sudetów. No cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak przywoływać te widoki z zakamarków pamięci.
Po kilkuminutowym marszu docieramy do niewielkiego strumienia, którego przebieg podkreśla pas drzew. Jednak droga, która przywiodła nas w to miejsce, urywa się na linii rzeczki. Zgodnie z mapą teraz powinniśmy odbić w lewo i iść wzdłuż strumienia około półtora kilometra. Tak też czynimy. Niestety odcinek ten musimy pokonywać polem, człapiąc po śladach traktora. Mokra gleba coraz bardziej oblepia nam buty.
Pożegnanie wzgórz i papież-paskuda
W końcu jednak pojawia się upragniony wyjazd z pola w stronę podząbkowickiego Jaworka, a to oznacza nieodległy już finał naszej wędrówki. Korzystamy z okazji i staramy się obmyć z grubsza nasze zabłocone buciory, aby z móc godnością wrócić do cywilizacji. Efekt pozostawia wiele do życzenia, niemniej jednak miło jest pozbyć się nadbagażu z nóg. Po ablucjach ruszamy niechętnie ku wsi. Teren wyraźnie się wypłaszczył (wchodzimy na obszar Obniżenia Ząbkowickiego), więc pełni nostalgii spoglądamy wstecz na ostatnie wzgórza.
Trawiastą drogą dochodzimy do pierwszych zabudowań Jaworka. Niestety nie są to stare klimatyczne gospodarstwa, a typowe współczesne podmiejskie osiedle niemal jednakowych klockowatych domów. Zawsze się zastanawiamy, dlaczego mieszkańcy tych osiedli tak bardzo nie lubią drzew w swoim otoczeniu…
W starej części Jaworka jest o wiele przyjemniej. Uwagę zwraca przede wszystkim barokowa kaplica pw. św. Jana Chrzciciela z 1721 r., wzniesiona na planie czteroliścia. Odbiór zabytku psuje usytuowane obok kaplicy monstrualne popiersie Jana Pawła II. W naszym osobistym rankingu najpaskudniejszych pomników papieża Polaka ten jest w czołówce.
Nepomuk po dekapitacji i finisz
Przemierzamy szybko resztę wsi. Na ostatnim odcinku aleja starych drzew wyprowadza nas poza zabudowania. Asfalt nagle urywa się i ponownie wkraczamy na polną drogę, która przez kilkaset metrów prowadzi nas do Ząbkowic Śląskich. W dawniejszych czasach trakt ten nazywano Czarną Drogą, co miało upamiętniać epidemię dżumy, która przetrzebiła populację Jaworka i która dotarła tutaj z Ząbkowic zapewne wraz z ludźmi przemierzającymi ten dukt. Przy pierwszych domostwach, tuż nad brzegiem strumienia Zatoka, wita nas bezgłowy Jan Nepomucen.
Stąd już tylko kilometr do mety. Przemykamy niespiesznie ulicami Ząbkowic do dworca PKP, spoglądając na co ciekawsze budynki. Docieramy do celu w samą porę, ponieważ zaczyna naprawdę intensywnie padać i zrobiło się dość chłodno. Pociąg Kolei Dolnośląskich ma kilkunastominutowe opóźnienie, co trochę nas martwi, ponieważ mamy przesiadkę w Kamieńcu Ząbkowickim. Na szczęście docelowy pociąg do Wrocławia, również należący do KD, czeka na nas cierpliwie. Jesteśmy uratowani! Mniej zrozumienia wykazują niektórzy podróżni, obserwujący nas z gniewnym wyrazem twarzy i komentujący głośno opóźnienie, które i tak pociąg nadrabia po drodze.
Podsumowanie
Dystans: ok. 20 km, suma podejść – 371 m
Zalety: na niemal całym przebiegu bardzo dobre oznakowanie szlaków, trasa niewymagająca kondycyjnie, dobra również na rower, szlak mało uczęszczany, niezwykle widokowy; dogodnie połączenia pociągami Kolei Dolnośląskich z Wrocławia, Kłodzka i Legnicy.
Wady: mało lasów; za Skałkami Stoleckimi (idąc w stronę Ząbkowic Śląskich) żółty szlak opuszcza drogę i wiedzie po polu wzdłuż strumienia.
Krzysztof
Byłem na większości tych szlaków i zrobiłem prawie takie same zdjęcia 🙂
Tomasz Pawlik - Agatowcy
Tych pejzaży nie da się nie fotografować i to po wielokroć z tych samych miejsc 🙂 Niestety żadne zdjęcia nie oddadzą osobistych wrażeń estetycznych.