Z Polskimi skałami dekoracyjnymi bywa różnie… Niektóre wciąż się stosuje zgodnie z ich przeznaczeniem, inne – o zgrozo – służą do produkcji kruszyw i nie jest im dane w pełni prezentować swej krasy i klasy. A jeszcze inne zostały, z różnych przyczyn, zapomniane, ponieważ ich złoża uległy wyczerpaniu albo zasoby są tak niewielkie, że nikt nigdy na poważnie nie rozważał ich wydobycia, albo też tradycja ich wykorzystania po prostu zanikła, np. wskutek wojennej zawieruchy. Dwie ostatnie przyczyny dotyczą pseudojaspisu z Trójgarbu w Górach Wałbrzyskich. Kamień ten, wykorzystywany (co prawda w ograniczonym stopniu) jako materiał ozdobny jeszcze do czasów drugiej wojny światowej, mógłby właściwie stać się jednym z “mineralogicznych” symboli Dolnego Śląska – obok słynnych chryzoprazów, agatów czy nefrytu, ale szkopuł w tym, że praktycznie nie funkcjonuje on w świadomości dolnośląskiej społeczności. Niemniej jednak ma on swoich zagorzałych wielbicieli, można nawet rzec – smakoszy doceniających jego wyrafinowaną urodę.
Pseudojaspis to jeden z ciekawszych kamieni ozdobnych Sudetów. Ograniczony obszar występowania i trudności z pozyskaniem niespękanych i wysokiej jakości brył nie przysparzają mu popularności. Poza tym w stanie surowym nie przyciąga wzroku intensywną barwą czy blaskiem, a wydobycie z niego wszystkich walorów kolorystycznych wymaga obróbki – cięcia i polerowania (choć, przyznajmy, czasami i surowe okazy pseudojaspisu bywają urokliwe).
Dość niefortunna wydaje się nazwa, w żaden sposób nieoddająca tego, czym pseudojaspis w rzeczywistości jest, sugerująca oszustwo, jakieś podszywanie się pod jakże znany i ceniony w jubilerstwie, ale i w obcych nam światopoglądowo kręgach ezoterycznych, jaspis. Hucpa! Ale tak na poważnie: nazwa rzeczywiście nawiązuje do wizualnego podobieństwa do pewnych odmian jaspisów. I na tym zbieżności się kończą. Jaspisy – zgodnie z definicją – to skały krzemionkowe, zbudowane głównie z drobnokrystalicznego kwarcu i chalcedonu oraz zawierające różnorodne minerały barwiące, np. tlenki i wodorotlenki żelaza i manganu, nadające często ciekawą ornamentykę.
Jak w takim razie zaklasyfikować pseudojaspisy z Trójgarbu? Petrograficznie są to po prostu ryolity, dość pospolite skały wulkaniczne (lub subwulkaniczne, jeśli magma zakrzepła tuż pod powierzchnią Ziemi i nie zdążyła wydostać się w postaci lawy), będące wylewnym odpowiednikiem głębinowych granitów. W Sudetach spotkamy je – wraz z towarzyszącymi im tufami – przede wszystkim w niektórych rejonach Gór Kaczawskich oraz na znacznym obszarze Gór Kamiennych i Gór Wałbrzyskich. Dwa ostatnie pasma geologicznie związane są z synklinorium śródsudeckim (niecką śródsudecką) – obniżeniem śródgórskim, wypełnionym przede wszystkim karbońskimi, permskimi i wczesnotriasowymi (ok. 350-245 mln lat) osadami rzecznymi, jeziorno-bagiennymi i deltowymi, dziś w postaci zlepieńców, piaskowców i mułowców. Sedymentom tym obficie towarzyszą właśnie skały wulkaniczne (późnokarbońskie i wczesnopermskie), takie jak wspomniane ryolity czy zbliżone do nich chemicznie ryodacyty oraz tzw. melafiry (mniej zasobne w krzemionkę). Ryolity i ryodacyty budują m.in. tak charakterystyczne wzniesienia Gór Wałbrzyskich jak Chłemiec, Miniszek czy Trójgarb, reprezentujące intruzje subwulkaniczne.
Ryolity spotkamy w Masywie Trójgarbu ponad niżej zalegającymi zlepieńcami. Skały te wizualnie są zazwyczaj dość monotonne. Najczęściej mają zabarwienie jasnobrązowe czy żółtokremowe. Do tego zwykle charakteryzują się strukturą skrytokrystaliczną, tzn. poszczególnych składników mineralnych nie można rozróżnić nieuzbrojonym okiem ze względu na ich małe rozmiary. Ogólnie rzecz biorąc, nic ciekawego. Jednak w szczytowej partii Trójgarbu ta monotonia ulega pewnemu załamaniu. Oto pojawiają się tu i ówdzie pseudojaspisy, co bystry wędrowiec niechybnie zarejestruje, o ile od czasu do czasu omiecie wzrokiem nie tylko drzewa i ptaszęta, ale i podłoże, po którym dokądś i po coś zmierza. I zaprawdę, dojrzy wówczas rzucone tu i tam, choć raczej z rzadka, bloczki ryolitu upstrzone ciekawymi ciemnobrązowymi, ciemnoczerwonymi i żółtobrunatnymi, nieregularnymi, podługowatymi ornamentami, ładnie kontrastującymi z jaśniejszym żółtokremowym tłem.
Barwne smugi i plamy w pseudojaspisach zawdzięczają swe powstanie wodorotlenkom żelaza, które wytrąciły się z krążących szczelinami roztworów hydrotermalnych. Stąd też przebarwienia układają się wzdłuż spękań. Nierzadko pojawiają się też czarne ciapki i żyłki wodorotlenków manganu. Rysunek na kamieniu bywa niekiedy tak efektowny, że przywołuje on w wyobraźni bardziej artystycznie ukierunkowanych jednostek skojarzenia z jakimiś fantastycznymi landszaftami czy zachodami słońca, co usprawiedliwia nazwanie tego typu odmian pseudojaspisem krajobrazowym.
Szansę na najciekawsze okazy pseudojaspisu znajdziemy w niewielkim łomiku usytuowanym kilkaset metrów na północny wschód od wierzchołka, przy dukcie leśnym. Ale bloczki tej skały można wypatrzyć niemal pod stopami również wśród ryolitowego rumoszu pokrywającego drogi prowadzące na szczyt Trójgarbu, zwłaszcza od strony północnej (żółty szlak). „Surowe” fragmenty pseudojaspisu są dość niepozorne, mimo to jednak nierzadko udaje się zdobyć naprawdę interesujący okaz.
Pseudojaspis z Trójgarbu pozyskiwano kiedyś tylko doraźnie, nigdy w sposób systematyczny. Przedwojenni Niemcy kamień ten stosowali przede wszystkim do wyrobu mis, wazonów czy kamiennych bibelotów. Obecnie surowiec ten stracił na znaczeniu jako kamień ozdobny, choć w ostatnich latach pojawiły się ciekawe – ale niestety wyłącznie hobbystyczne – próby wykorzystania go jako materiału do wyrobu kaboszonów czy szkatułek (podjął się tego Krzysztof Łobos, postać dobrze znana i ceniona w mineralogiczno-kolekcjonerskim środowisku). Szkoda tylko, że są to przykłady rzadkie, bowiem wyroby z pseudojaspisu doskonale sprawdziłyby się jako element promocji ziemi wałbrzyskiej.
Dodaj komentarz