U nas “słowo droższe pieniędzy”, jak mawiał klasyk… Zgodnie więc z obietnicą powracamy w radosnych pląsach, już w nowym roku, do tematu kopalni w podślężańskich Wirach, o której pisaliśmy ostatnio. Tym razem skupimy się jednak na minerałach, czyli na tym, co nam wzmacnia puls. Przy okazji wygrzebaliśmy z najciemniejszych kątów kilka starych okazów.
Powtórzmy to, o czym wspomnieliśmy w poprzednim tekście: kopalnia Wiry to jedno z najcenniejszych polskich stanowisk mineralogicznych. Klasyka, można śmiało powiedzieć. Każdy szanujący się student/absolwent każdego szanującego się krajowego ośrodka geologicznego o Wirach powinien przynajmniej usłyszeć, każdy szanujący się krajowy pasjonat minerałów do Wir choć raz w życiu winien zajechać i hałdę (dziś jej resztki) przynajmniej zobaczyć. Od lat początkujących zbieraczy minerałów do kopalni w Wirach ciągnie, by swą pierwszą kolekcję rozwijać. Czy na pewno miejsce to godne jest takich peanów? Naszym zdaniem tak.
Zanim jednak przejdziemy do meritum, wypada powiedzieć, gdzie kopalnia Wiry ma swe miejsce na Ziemi. Znajdziemy ją na północnym przedpolu Wzgórz Kiełczyńskich, pomiędzy wsiami Wiry i Wirki, kilkanaście kilometrów na wschód od Świdnicy. Złoże geologicznie związane jest z masywem Gogołów-Jordanów, który wraz z pobliskim masywem Ślęży tworzy większą jednostkę, określaną jako ofiolit Ślęży. Masyw Gogołów-Jordanów budują przede wszystkim serpentynity – ciemne, ubogie w krzemionkę skały metamorficzne. I to właśnie one stanowią klucz do zrozumienia genezy złoża w Wirach. Żeby jednak wyjaśnić procesy, które doprowadziły do jego powstania, musimy cofnąć się jakieś, powiedzmy, 30-50 mln lat, do paleogenu, a może i częściowo do neogenu (ok. 20 mln lat wstecz), co powinno spodobać się osobnikom ciepłolubnym. Wtedy to bowiem w warunkach klimatu ciepłego i wilgotnego (a w niektórych okresach wręcz tropikalnego i subtropikalnego) dochodziło do intensywnego wietrzenia chemicznego skał krystalicznych dzisiejszych Sudetów i ich przedpola. Przyjemność ta nie ominęła serpentynitów – również tych z interesującego nas obszaru. A efektem ich rozkładu – ze względu na skład mineralny – było uwolnienie krzemionki i magnezu. Stąd też zwietrzelina serpentynitowa pełna jest różnorodnych minerałów wtórnych, krystalizujących z krążących roztworów: chalcedonu, magnezowych minerałów ilastych i właśnie magnezytu (czyli węglanu magnezu), za którego żyłami przez blisko czterdzieści lat podążali górnicy z Wir. Takie zwietrzeliny znane są także z innych części masywu Gogołów-Jordanów: w Sobótce wszak istniała starsza kopalnia magnezytu, w Nasławicach – w kamieniołomie serpentynitu – z powodzeniem można odnaleźć ślady dawnego wietrzenia. Gruba warstwa zwietrzeliny rozwinęła się w masywie Braszowic-Brzeźnicy, gdzie od wielu lat zjada ją z powodzeniem kopalnia magnezytu w Grochowej. Z kolei w masywie Szklar eksploatowano ją kiedyś jako rudę niklu.
Wróćmy jednak do złoża w Wirach i przyjrzyjmy się bliżej jego podstawowej kopalinie. Strefa mineralizacji magnezytowej tworzy pas o szerokości 200-750 m, ciągnący się na odcinku ponad 4 km pomiędzy Gogołowem a Tąpadłami. Strefa ta zalega płytko (najniższy poziom eksploatacyjny znajdował się 80 m poniżej powierzchni terenu), co z kolei wpłynęło na opłacalność budowy kopalni podziemnej. Zawartość magnezytu w skale generalnie zwiększa się z głębokością, dochodząc maksymalnie do 18%. Jak wspomnieliśmy, surowiec występuje w postaci żył o zróżnicowanej miąższości – od kilku milimetrów do kilku czy nawet, sporadycznie, kilkunastu metrów. Grube żyły (powyżej 0,5 m miąższości), stanowiące niegdyś obiekt zainteresowania górników, najczęściej wypełniają system głównych spękań czy uskoków i ciągną się zwykle kilkadziesiąt metrów (niekiedy zdarzały się znacznie dłuższe). Drobniejsze żyły przecinają skałę w sposób nieregularny. Licznie występują jeszcze w ociosach chodników, wspaniale kontrastując z ciemnym serpentynitem. Na przykopalnianej hałdzie bloczki magnezytu również od razu rzucają się w oczy. Minerał ten jest zazwyczaj śnieżnobiały, niekiedy żółtokremowy, masywny i dość zwięzły. Zdarza się także odmiana szara i bardziej krucha.
Jak już wspomnieliśmy, jednym z najważniejszych produktów wietrzenia są minerały krzemionkowe. Występują w postaci żółtawych, jasnobrązowych bądź mlecznych żył, gniazd i naskorupień chalcedonowych i chalcedonowo-kwarcowych (drobne kryształki kwarcu mienią się w słońcu, kusząc zbieraczy). Najczęściej impregnują magnezyt i skupienia minerałów ilastych. Kiedyś na hałdzie dość często natrafiano na chryzopraz – zieloną odmianę chalcedonu (niestety jest to już coraz trudniejsze, ale jeszcze możliwe). I chociaż w porównaniu ze słynnym chryzoprazem ze Szklar wypada blado (w sensie dosłownym), każdy jego kawałek cieszy zbieracza. Żyły tego minerału można jeszcze zobaczyć in situ w ociosach kopalnianych chodników.
Najpospolitszym produktem wietrzenia są jednak nie magnezyty czy chalcedony, lecz minerały ilaste zawierające magnez. Być może nie usatysfakcjonują one wybrednych estetów, bo nie cieszą specjalnie oczu, a na reprezentacyjnej półce jakoś głupio je postawić, bo zaraz się kruszą. Niemniej jednak ta grupa minerałów jest niezwykle ciekawa i wielu mądrali życie poświęciło na badanie ich struktury i składu. Na hałdzie znajdziemy w dużej ilości ilasty materiał będący zazwyczaj mieszaniną wielu minerałów, m.in. pimelitu, kerolitu, saponitu, stevensytu i in. Niekiedy natkniemy się na skupienia bardzo lekkiego sepiolitu. A ponieważ minerały te są nieco wzbogacone w nikiel, przybierają jasnozieloną barwę. Są bardzo kruche, chyba że przerastają je żyłki chalcedonu czy kwarcu. Jeśli dodatkowo nasiąkną wodą, wówczas swą zielenią zwodzą diabelsko mózgi niedoświadczonych zbieraczy, którzy mylą je z chryzoprazem. Ku ich rozpaczy jednak taki niby-chryzopraz po wyschnięciu traci piękną seledynową barwę, pęka i kończy w śmietniku.
Łatwym w identyfikacji minerałem jest talk. Rozpoznamy go po małej twardości – daje się zarysować paznokciem. Wydaje się też „tłusty” w dotyku. Tworzy łuseczkowe agregaty o barwie brunatnej, białej, białosrebrzystej, niekiedy z delikatnie zielonkawym odcieniem.
Pospolicie zarówno w kopalni, jak i na zwałowisku występuje antygoryt – minerał z grupy serpentynów, tworzący charakterystyczne, niekiedy dość efektowne, listewkowe skupienia o barwie seledynowej, ciemnozielonej, czasami żółtawozielonej. Nie jest on jednak minerałem związanym z wietrzeniem, lecz stanowi produkt wcześniejszych procesów metamorficznych.
Rasowy zbieracz, który hałdę w Wirach przekopał własnoręcznie po wielokroć i który oczekuje prawdziwych naukowych rarytasów, odrzuca precz wszystkie te magnezyty, serpentyny, chalcedony (no, może wyjąwszy chryzopraz) i tropi, niczym Reksio kość, kawałki pegmatytów hybrydowych. To właśnie te skały dodają smaczku unikatowości kopalni Wiry. Pegmatyty w Sudetach i Przedgórzu Sudeckim są, generalnie, dość powszechne. Te grubokrystaliczne skały żyłowe znajdziemy najliczniej np. w granitach strzegomskich i karkonoskich oraz na obszarze bloku sowiogórskiego. Dość specyficzne pegmatyty hybrydowe (lub desylifikowane) są jednak w Polsce bardzo rzadkie. Utworzyły się, gdy bogaty w krzemionkę granitowy stop, związany z nie tak odległym masywem Strzegom-Sobótka, wdarł się w serpentynity, czyli skały o skrajnie odmiennym składzie chemicznym. Skutek był taki, że sam pegmatyt został mocno zubożony w krzemionkę i stał się skałą niemal bezkwarcową, zbudowaną głównie z albitu (sodowego plagioklazu). Tu i ówdzie pojawiają się też blaszki muskowitu. Natomiast na zewnątrz żył powstała charakterystyczna brązowa lub szarozielona otulina zbudowana z blaszkowych minerałów magnezu (dostarczonego z serpentynitu) – talku, flogopitu, hydrobiotytu i wermikulitu. Najciekawsze są jednak występujące w pegmatytach hybrydowych z Wir w niewielkich ilościach minerały akcesoryczne, takie jak apatyt, beryl, cyrkon, granat, korund, kordieryt, turmalin, czy rzadki thulit. Mimo że minerały te tworzą tylko małe wrostki (choć znane są kryształy berylu o długości kilku cm), stanowią nie lada gratkę dla wyrafinowanych kolekcjonerów. Podobny pegmatytowy twór znany był z kopalni w Szklarach, lecz dziś darmo go tam szukać…
Hałdy w Wirach w ostatnich latach mocno ubyło. Została spożytkowana na kruszywo. To, co dziś z niej pozostało, znacznie ogranicza możliwości znalezienia naprawdę ciekawych okazów. Niemniej jednak spróbować warto. Organizując mineralogiczny wypad do Wir, pamiętajmy, że hałda to teren prywatny. Zanim więc przystąpimy do mineralogicznych poszukiwań, warto najpierw poprosić osoby opiekujące się kopalnią o zgodę. Zazwyczaj nie ma z tym problemu. A zatem: plecak, młotek i do dzieła!
Grzegorz
W wirach nie ma i nigdy nie było kopalni magnezytu ani hałdy. Kopania magnezytu znajduje się w miejscowości wirki. A nazwywała się kopania Wiry .
Tomasz Pawlik - Agatowcy
Oczywiście, formalnie tak. Ale w środowisko kolekcjonerskim przyjęło się mówić, że jedzie się po minerały do Wir. Bo jednak hałda i kopalnia bliżej są zabudowań tej wsi. Zresztą przykłady takich sytuacji można mnożyć. Choćby kilka przykłądów z okolicy Strzegomia: złoże Wieśnica w Goczałkowie, Borów 49 w Kostrzy, Żółkiewka-Wiatrak w Strzegomiu itd. Raczej utarło używać się nazw miejscowości zawartych w nazwach złóż niż faktycznych odnoszących się do przynależności administracyjnej.