Trzecie życie kopalni, czyli podziemny świat Wir…

Kopalnia magnezytu w Wirach. Wagoniki już chyba nie doczekają się na urobek…

No i stało się. Dolny Śląsk wzbogacił się o nową podziemną atrakcję turystyczną. I to w dodatku w wyśmienitej lokalizacji, bo w sąsiedztwie Ślęży. Dawna kopalnia magnezytu w Wirach – bo o niej właśnie mowa – może stanowić świetny kontrapunkt dla tej pięknej, lecz rozdeptywanej góry. A już na pewno jest to obligatoryjny przystanek dla wszystkich mineralogicznie sfiksowanych. W ich przypadku nie znać Wir to jak nie odrobić lekcji z alfabetu…

Jeden z zalanych chodników. I oczywiście przykład obudowy podporowej

Kopalnia w Wirach nie ma tak imponująco długiej historii, jak choćby wyrobiska ze Złotego Stoku czy Krzemionek Opatowskich. Nie naznaczyły jej też tak tragiczne wydarzenia, jakie znane są np. z KWK w Nowej Rudzie. Ani też nie trafiła na listę światowego dziedzictwa UNESCO jak kopalnia w Tarnowskich Górach. Ani ona nie jest czyściutka jak podkrakowskie żupy solne, ani długością chodników i głębokością nie dorówna innym. Ale wydobywano w niej nie złoto, co skarbce wypełnia, nie węgiel, co w naszych piecach się utlenia, nie miedź, co kolejnym prezesom słodkie życie zapewnia, lecz mało medialny magnezyt, który dla szarego obywatela stanowi pojęcie enigmatyczne, a w najlepszej sytuacji mgliste. W dodatku Wiry to jedno z najciekawszych geologicznie i mineralogicznie miejsc naszego kraju. I to chyba wystarczające powody, by trafić na nasz geologiczny blog. 

Historia obiektu sięga lat 50. poprzedniego stulecia, kiedy to udokumentowano złoże. W zamyśle inwestycja w Wirach miała być kontynuacją kopalni magnezytu “Maria Concordia” w Sobótce, którą zlikwidowano w 1963 roku (dziś jej podziemne pozostałości są zaadaptowane na prywatne nurkowisko). Kopalnia w Wirach rozpoczęła działalność cztery lata wcześniej. Maksymalną wielkość wydobycia magnezytu, rzędu 17 tys. ton, odnotowano w roku 1975. Prace eksploatacyjne ostatecznie zakończono w roku 1996, głównie wskutek spadku konkurencyjności względem zagranicznych produktów magnezytowych oraz pogorszenia warunków geologiczno-górniczych.

Upadowa transportowa w obudowie z łuków podatnych

Dla porządku dodajmy, że od czasu zamknięcia kopalni w Wirach nie prowadzi się już w Polsce podziemnej eksploatacji magnezytu. Surowiec ten pozyskuje się natomiast jeszcze w potężnej odkrywce w  Grochowej koło Ząbkowic Śl. Magnezyt, czyli węglan magnezu, po odpowiedniej obróbce mechanicznej i termicznej znajduje zastosowanie w różnych dziedzinach – w hutnictwie, przemyśle cementowym, farmaceutycznym, spożywczym oraz jako nawóz i dodatek do pasz. Surowiec z Wir nie był najwyższej jakości. Duża zawartość krzemionki wykluczała go z niektórych zastosowań. Wykorzystywano go głównie do produkcji magnezytu kalcynowanego, wykorzystywanego m.in. w budownictwie, przemyśle szklarskim i ceramicznym. 

Zaprzestanie wydobycia magnezytu w Wirach na szczęście nie oznaczało likwidacji wyrobisk. Złoże nie zostało wyczerpane (ciągle widnieje w bilansie złóż, z zasobami na poziomie ponad 4 mln ton), a sama kopalnia przez kolejne lata nadal była utrzymywana – chodniki zabezpieczane i wentylowane, woda odpompowywana, instalacja elektryczna naprawiana. Nad wszystkim czuwał dozór górniczy. Dzięki temu zarówno wyrobiska, jak i budynki oparły się wszelkiej maści szabrownikom i złomiarzom.

Wiry – tu się oddycha…!

Początek XXI wieku również okazał się dla tego miejsca łaskawy. Nowy właściciel (poprzednim były Strzeblowskie Kopalnie Surowców Mineralnych) uruchomił w niej rozlewnię wody, której zresztą dostarczała sama kopalnia… Tak rozpoczęło się jej drugie życie. A historia ta przedstawia się następująco. W 1995 roku prace strzałowe w jednym z chodników zakończyły się niemiłą niespodzianką, bo ze sporej szczeliny w ścianie wyrobiska zaczęły wydobywać się duże ilości wody (obecnie wydajność źródła wynosi ok. 34 m3/h). Dwukrotne zwiększenie jej dopływu do wyrobisk stanowiło nie lada problem dla kopalni i w efekcie przyczyniło się do ostatecznego zaniechania wydobycia magnezytu.

Coś w rurach piszczy… Pompy pracują niestrudzenie od lat.

Okazało się jednak, że woda z nowego źródła ma świetne i stabilne parametry fizykochemiczne. Poziom jej mineralizacji wynosi ok. 450 mg/dm3. Ale istotę stanowi unikatowy skład tej wody. Wysoka zawartość magnezu i niska zawartość sodu powodują, że codzienne jej chłeptanie może uczynić nas równymi bogom Olimpu!

Źródło orzeźwiającej wysokomagnezowej wody wybija wprost z magnezytowej ściany wyrobiska.

(Nie wnikając zanadto w szczegóły różnych klasyfikacji, wodę z kopalni w Wirach można uznać albo za wodę słodką, a więc nie mineralną, zgodnie z klasycznym podziałem hydrogeologicznym wtłaczanym w przewiewne mózgoczaszki studentów nauk o Ziemi, albo – w zgodzie z odpowiednimi, ale nielogicznymi ustawami i rozporządzeniami – za wodę mineralną niskozmineralizowaną. Ale porzućmy precz kwestię podziałów, bo wprowadza to, jak widać, niepotrzebny zamęt). 

Cóż było więc robić, jak nie porozlewać ten pierwotnie czysty, nieskażony eliksir do butelek i sprzedawać go spragnionym? Niestety, po kilku latach i ta inwestycja została wygaszona (bynajmniej nie z braku wody, a raczej wskutek jakichś prawnych zawiłości), choć – jak usłyszeliśmy – plany uruchomienia nowej rozlewni w niedalekiej przyszłości są bardzo realne.

Tymczasem jednak nastał rok Pański 2017, który niespodziewanie rozpoczął trzeci i jakże chwalebny etap życia kopalni. Albowiem uczyniono z niej atrakcję turystyczną. Co prawda już wcześniej zdarzało się sporadycznie, że małe grupy, zwłaszcza studencko-geologiczne, otrzymywały dzięki uprzejmości dozoru pozwolenie zejścia pod ziemię (jako miły bonus przy okazji rozkopywania przykopalnianej hałdy). Jednak teraz kwestię ruchu turystycznego ostatecznie uregulowano z błogosławieństwem Okręgowego Urzędu Górniczego. Tak więc od czerwca b.r. każdy, kto spragniony jest podziemnych przeżyć (i zdrowej wody), może skorzystać z okazji zwiedzania kopalni, zaopatrzywszy się oczywiście w stosowny bilet. Dobrze jest też mieć pustą butelkę.

Koniec wycieczki. W drodze ku wyjściu z głębin górotworu

I jeszcze zgadywanka…

Przygotowana trasa obejmuje obecnie ok. 2 km korytarzy na czterech poziomach eksplotacyjnych (głębokość 30 m, 50 m, 66 m i 88 m). Przy 25 km wszystkich wyrobisk (z czego mniej więcej połowa jest dostępna) wydaje się, że to niewiele. Mimo to podziemna trasa w Wirach pod względem długości jest najdłuższą tego typu atrakcją na Dolnym Śląsku, a drugą w Polsce – po Wieliczce. 

Niewątpliwym atutem tej kopalni jest autentyczność – zjawisko coraz rzadsze w otaczającym nas świecie. Brak tu śladów celowego, natarczywego wręcz podrasowania. W chodnikach stoją jeszcze na szynach wagoniki służące do transportu ręcznie sortowanego urobku. Choć przyrdzewiałe (atmosfera w kopalni sprzyja intensywnej korozji), nadal są jednak sprawne. Można zresztą spróbować je samodzielnie przesunąć. Urządzenia elektryczne funkcjonują, wentylacja również (jest czym oddychać, żadnego PM10, przyjemny chłodzik na letni skwar), pompy niestrudzenie wyprowadzają wodę z kopalni. Tu i ówdzie wiszą tablice kontroli maszyn oraz jakości powietrza. Wszystko w zgodzie z prawdą historyczną. Do tego przewodnicy ciekawie i ze znajomością tematu opowiadają o historii obiektu i sposobie wydobycia magnezytu, nie siląc się na drętwy dowcip czy opowieści o kopalnianych duchach.

Kołowrót… Leciwy, ale wciąż sprawny

Wilgoć i korozja – piekło urządzeń elektrycznych…

I co ważne, nikt jeszcze nie wpadł na pomysł (i oby tak zostało!) stawiania po kątach irytujących krasnali czy wypuszczania samopas jakichś żenujących niby-skarbników. Zdecydowanie bardziej odpowiada nam ta surowość czy, jak kto woli, siermiężność dopiero co rozkręcającego się interesu niż kicz i lukier bardziej znanych i rozpropagowanych podziemnych tras. Świetnie w ten klimat wpisuje się staruszek Fafik – kopalniany piesek po przejściach, patrolujący co dzień swój teren, w tym także podziemne wyrobisko, albo wylegujący się na parkingu i chętnie przyjmujący pieszczoty.

Fafik, czyli naziemno-podziemny pies kopalniany po obchodzie swoich włości

Wspomnieliśmy, że Wiry są jednym z najbardziej interesujących stanowisk geologicznych, dobrze znanym wszystkim, którzy choćby teoretycznie liznęli temat dolnośląskich minerałów. Od lat łatwo dostępna przykopalniana hałda stanowiła obowiązkowy punkt dla kolekcjonerów z różnym stażem i doświadczeniem oraz studentów geologii. Dziś z pierwotnej hałdy pozostały niestety jedynie symboliczne resztki. Znaczna część zwałowiska zniknęła, a właściwie została przerobiona na kruszywo utwardzające okoliczne leśne i polne drogi. Odsiana pozostałość nie zapewnia już jednak poszukiwaczom minerałów tak atrakcyjnych znalezisk jak kiedyś. Oczywiście nie ma problemu z magnezytem, sepiolitem czy serpentynem, ale chryzopraz to już unikat.

Tutaj kiedyś była wielka hałda. Dziś pozostał niewielki jej fragment – wspomnienie dawnej świetności…

…Resztę zamieniono na kruszywo. Po tych działaniach zostały tylko niewielkie pryzmy odsianego nadziarna.

Minerały można zobaczyć także w samej kopalni. W ociosach pojawiają się zielone nagromadzenia minerałów ilastych i antygorytu oraz skupienia chalcedonu. Przede wszystkim jednak rzucają się w oczy żyły i gniazda magnezytu, którego biel kontrastuje z ciemnym serpentynitem – skałą macierzystą.

W ociosach chodników dobrze widoczne są jeszcze żyły masywnego magnezytu.

Dodajmy, że jedną z godnych polecenia opcji zwiedzania kopalni w Wirach jest właśnie wariant mineralogiczny – może nieco droższy i czasowo dłuższy niż wersja standardowa, ale stwarzający możliwość zobaczenia tamtejszych minerałów w ich naturalnym “środowisku”.  

Zestaw minerałów znanych z Wir jest bardzo szeroki, więc i opowieść o nich, rzecz jasna w kontekście geologicznym, musi być obszerna. Dlatego pozwólcie, drodzy Czytelnicy, że temat ten potraktujemy z należytym szacunkiem i poświęcimy mu wkrótce kolejny tekst, dając upust naszym własnym żądzom. Stwarza to świetną okazję, byśmy odnaleźli i odkurzyli kilka starych okazów… 

PS

Cóż, ponad rok od publikacji tego tekstu nadszedł czas na kolejne zmiany w kopalni w Wirach. Podziemna trasa, o której tu pisaliśmy, nie jest już dostępna dla ruchu komercyjnego. Zamknięcie trasy nastąpiło z końcem lutego 2019 roku. Rozpoczął się nowy etap działalności kopalni, a właściwie powrót do starej koncepcji. Ponownie zaczyna działalność rozlewnia wody. Życzymy więc powodzenia!

Ten wpis został opublikowany w kategorii blok przedsudecki, Geologia, Kopalnie, Kopalnie podziemne, Masyw Ślęży, Podziemne trasy turystyczne, Równina Świdnicka, Skały, Sztolnie, szyby górnicze. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *