Niezliczona rzesza podróżnych pokonuje co dzień trasę pomiędzy Dobromierzem a Bolkowem drogą krajową nr 5. Ale czy ktoś zwraca uwagę na nieco egzotyczną barwę zaoranych pagórkowatych pól rozciągających się wzdłuż tej trasy? I kto zadaje sobie piękne w swej prostocie pytanie: A cóż to za fenomen?
Tajemnica to oczywiście żadna, ale żeby sprawę rozstrzygnąć, trzeba by się nieco wkopać. Tylko po co się męczyć i narażać, łażąc komuś po polu? My to wyjaśnimy szybciej, wykorzystując przy okazji trwającą właśnie budowę drogi S3. Ale po kolei…
Na odcinku Dobromierz-Bolków gleba przybiera na dużych połaciach barwę czerwonobrunatną, rudą, niekiedy – przy odpowiednich warunkach – czerwonopomarańczową. Wszystko zależy od pogody, pory dnia, wysokości Słońca na nieboskłonie, zachmurzenia itp. Cóż, prawie jak, nie przymierzając, australijskie Uluru – ponoć najpiękniejsze tuż przed zmierzchem… Tylko klimat coś nie ten.
Pierwsze płaty czerwonej ziemi widać koło Dobromierza, tuż po przekroczeniu magicznej granicy uskoku sudeckiego brzeżnego (czyli kiedy zaczynamy wdrapywać się autem pod górkę na pierwsze sudeckie stoki). Po przekroczeniu Bronówka i dalej w kierunku Sadów Dolnych zobaczymy omawiane zjawisko w pełnej krasie. Zauważmy jednak, że rudawa pokrywa nie jest ciągła. Miejscami kolor gleby przechodzi w ordynarny, pospolicie brązowy odcień.
Przyjrzyjmy się zatem przyczynie tej barwnej anomalii. Z pewnością od początku oczywiste jest dla Czytelników, że wyjaśnienie zagadki tkwi poniżej warstwy gleby. Na szczęście budowlańcy przyszli z pomocą. Z powodu budowanej właśnie ekspresówki w okolicach Sadów Dolnych miejscami odsłonięte zostało skalne podłoże, a to definitywnie rozwiewa wszelkie znaki zapytania co do natury opisywanego zjawiska.
(Nie zachęcamy jednak w tym przypadku do samodzielnej penetracji wkopów i skarp na terenie budowy, ponieważ taki rodzaj turystyki jest zabroniony i mógłby zakończyć się nieprzyjemnościami, jak chociażby konfrontacją z kierownikiem budowy lub walcem, co właściwie jest tożsame. Ale chętnie podzielimy się z Czytelnikami naszymi obserwacjami, wynikającymi poniekąd z działalności zawodowej).
Co takiego więc wyłania się spod warstwy gleby na budowie S3? Oczywiście skały: zlepieńce, piaskowce, mułowce i wszelkie przejściowe formy. A wszystkie, zgodnie z przewidywaniami, czerwone jak krew koparkowego. No dobrze, może bardziej czerwonobrunatne niż czerwone. A przy tym dość mocno pogruchotane, ale widać w nich warstwowanie czy uławicenie. Są to skały osadowe z wczesnego permu (300-270 mln lat temu) – określanego też zwyczajowo, lecz nie bez powodu, czerwonym spągowcem – powstałe w środowisku rzeczno-jeziornym. Miejscami w okolicy pojawiają się też tufy ryolitowe, wskazujące na aktywność wulkaniczną w tym terenie (podobne tufy spotkać można np. koło zamku w Świnach).
Perm to okres, kiedy na Ziemi był tylko jeden superkontynent – Pangea. Potężne rozmiary tego lądu sprzyjały skrajnościom klimatycznym. Wyobraźmy sobie teraz obszar znacznej części dzisiejszej Europy, która we wczesnym permie znalazła się w rejonie międzyzwrotnikowym. Zapewne dominowały tam rozległe pustynie i półpustynie, którymi sporadycznie przedzierały się płytkie rzeki, często o charakterze okresowym, wypływające z gór na rozlegle niziny. Gdzieniegdzie napotkać można było też wysychające słone jeziorzyska. Nad brzegami rzek czy rozlewisk kłapały paszczękami drapieżne lub wegetariańskie synapsydy (dawniej “gady ssakokształtne”) – stwory o dość niewyjściowej urodzie i, nolens volens, nasi praszczurowie. Aby dopełnić ten piekielny obraz, dorzućmy kopcące wulkany, potoki lawy i niepokój tektoniczny. Surowy gorący i suchy klimat przyczyniał się – wskutek szybkiego parowania wody – do wytrącania na powierzchni gruntu tlenku żelaza, nadającego powierzchniom pustyń i półpustyń czerwone zabarwienie. Związek ten wymywany był przez okresowo występujące ulewy, a następnie znoszony do rzek i akumulowany w ich osadach. Stąd też czerwony odcień wczesnopermskich piaskowców i zlepieńców, które z kolei barwią dzisiaj zaorane pola.
Nie pozostaje nam nic innego, jak przyjrzeć się jeszcze pozycji geologicznej opisanych osadów. Stanowią one fragment sekwencji skalnej wypełniającej tzw. synklinorium północnosudeckie (nazywane też niecką północnosudecką), znajdujące się w obrębie metamorfiku kaczawskiego (obszar Gór Kaczawskich i Pogórza Kaczawskiego). Powstałe pod koniec późnego karbonu (ok. 300 mln lat temu) synklinorium północnodsudeckie jest rodzajem głębokiego, ograniczonego uskokami zapadliska śródgórskiego (podobnie zresztą jak sąsiednia depresja Świebodzic, synklinorium śródsudeckie, z którym związane jest Dolnośląskie Zagłębie Węglowe, czy znacznie młodszy od nich rów górnej Nysy). Jego wschodnią część tworzy wąski rów Świerzawy, który przechodzi z kolei w zapadlisko Wolbromka – strukturę o nieregularnym zarysie, przylegającą do uskoku sudeckiego brzeżnego. I to właśnie wczesnopermskie skały tej jednostki występują (nie w sposób ciągły!) w okolicach Dobromierza, Bronówka, Sadów Dolnych. W naturalnym odsłonięciu zobaczyć je możemy nieco na północ, w Wolbromku, gdzie powinniśmy przypatrzyć się uważnie skarpom Nysy Szalonej. Podkreślmy jednak, że skały czerwonego spągowca występują w całym synklinorium północnosudeckim, choć nie wszędzie wychodzą na powierzchnię.
Czerwona ziemia na Pogórzu Bolkowskim nie jest w Sudetach czymś wyjątkowym. Z podobnym zjawiskiem, spowodowanym obecnością wczesnopermskich osadów, zetkniemy się również w okolicach Nowej Rudy (Kościelec, Czerwieńczyce), gdzie zresztą czerwone piaskowce są eksploatowane, oraz Radkowa. Z tą różnicą, że oba miejsca geologicznie związane są z synklinorium śródsudeckim.
Stop. Dosyć!
I tak oto z drobnych obserwacji terenowych rodzą się dłuższe narracje. Jak tu nie kochać geologii?